Biegłam truchtem ścieżką, aż ujrzałam wodospady. Z tego co mówiła Alfa,
były to Płaczące Skały. Wspięłam się na ich szczyt i stanęłam nad
strumykiem. Napiłam się troszkę po czym napięłam się czując, że ktoś
jest w pobliżu. Nie przerwałam picia, by nie dać znać tej osobie, że coś
wyczułam. Rozglądałam się tylko bacznie po bokach.
- Myślisz, że nie ucieknie?- usłyszałam szept. Męski. Myślą, że ich nie słyszę. Pfff, głupki.
- Nie powinna. Nie wie, że tu jesteśmy a jak zaraz użyję swego uroku osobistego, od razu zostanie. Siedź tu i czekaj na znak.- przemówił drugi głos. Urok osobisty, tak? Dobrze, zobaczymy.
- Hej śliczna! Co tutaj robisz, sama w dodatku? Takie piękności nie powinny chodzić po lesie same. - wyszedł z krzaków taki wilk:
Pomyślałam, że można skorzystać z umiejętności aktorskich, jakie zawsze miałam.
- Cóż, przy tobie chyba nie muszę się o to martwić, co?- zapytałam przesłodzonym do reszty głosem.
- Hm, no nie. Chodź, zabiorę cię na spacer. Jestem Kishan. Co ty na to? - zapytał.
- Jasne! Jestem...Lena- odpowiedziałam entuzjastycznie. Doszliśmy do krzaków w których schowany był drugi wilk. Wtedy ten wilk w krzakach wyskoczył i włożył mi na pyszczek worek. Kishan zaśmiał się, nie wiedząc, że to nie koniec.
- To było prostsze, niż myślałem. No i jak tam maleńka, wygodnie?- zapytał. Ja tylko się szarpnęłam i piszczałam, żeby nie było. Miałam co do niego pewien plan. Jednak ktoś mi go zrujnował. Worek spadł z pyszczka i zobaczyłam, że oba wilki leżą na ziemi. Zrobiłam wielkie oczy i spojrzałam prosto w oczy mojego "wybawcy". Był to wilk ode mnie z watahy, ale go nie poznałam.
- A co ty tutaj robisz? - zapytałam. Tak, wiem. Pierwsze co powinna powiedzieć samica w takiej sytuacji to oczywiście: "Och, uratowałeś mnie!", uprzednio wieszając się mu na szyi i liżąc po policzku. Ja jednak wybrałam inną ścieżkę.
- Co? Ratuję cię, rzecz jasna. Chodź, zanim wstaną! - powiedział i pobiegliśmy. Obejrzałam się jeszcze na wilki które mnie zaatakowały i dostrzegłam niemal niewidzialny ruch pyszczka Kishana. Układał się w coś w rodzaju: "Zobaczymy się jeszcze!".
Gdy byliśmy już daleko od niech szarpnęłam się wilkowi i nachmurzyłam się.
- No i po co mnie wziąłeś? Poradziłabym sobie, a poza tym to...
- Po co? Miałaś worek z usypiaczem na tym pustym łebku i gdyby nie ja, dawno leżałabyś... Nie, nie chcesz wiedzieć z kim, a tym bardziej gdzie! - zaskoczyła mnie jego śmiałość. W dodatku, obraził mnie!
- Uwierz mi, że dałabym sobie radę. - syknęłam i odeszłam ostentacyjnie do przodu. Wyczułam u siebie, że mam gorszy dzień. Nie chciałam go tak potraktować ale co zrobić. Nie umiem nad tym jeszcze w pełni panować. Usłyszałam ciche westchnienie wilka a potem to, że ruszył koło mnie z dumnym uśmieszkiem. Zerknęłam na niego kątem oka i przewróciłam oczami. Przyspieszyłam, a wilk za mną.
- Masz zamiar coś mówić?- zapytał.
- A ty?- odbiłam piłeczkę.
- Myślisz, że nie ucieknie?- usłyszałam szept. Męski. Myślą, że ich nie słyszę. Pfff, głupki.
- Nie powinna. Nie wie, że tu jesteśmy a jak zaraz użyję swego uroku osobistego, od razu zostanie. Siedź tu i czekaj na znak.- przemówił drugi głos. Urok osobisty, tak? Dobrze, zobaczymy.
- Hej śliczna! Co tutaj robisz, sama w dodatku? Takie piękności nie powinny chodzić po lesie same. - wyszedł z krzaków taki wilk:
Pomyślałam, że można skorzystać z umiejętności aktorskich, jakie zawsze miałam.
- Cóż, przy tobie chyba nie muszę się o to martwić, co?- zapytałam przesłodzonym do reszty głosem.
- Hm, no nie. Chodź, zabiorę cię na spacer. Jestem Kishan. Co ty na to? - zapytał.
- Jasne! Jestem...Lena- odpowiedziałam entuzjastycznie. Doszliśmy do krzaków w których schowany był drugi wilk. Wtedy ten wilk w krzakach wyskoczył i włożył mi na pyszczek worek. Kishan zaśmiał się, nie wiedząc, że to nie koniec.
- To było prostsze, niż myślałem. No i jak tam maleńka, wygodnie?- zapytał. Ja tylko się szarpnęłam i piszczałam, żeby nie było. Miałam co do niego pewien plan. Jednak ktoś mi go zrujnował. Worek spadł z pyszczka i zobaczyłam, że oba wilki leżą na ziemi. Zrobiłam wielkie oczy i spojrzałam prosto w oczy mojego "wybawcy". Był to wilk ode mnie z watahy, ale go nie poznałam.
- A co ty tutaj robisz? - zapytałam. Tak, wiem. Pierwsze co powinna powiedzieć samica w takiej sytuacji to oczywiście: "Och, uratowałeś mnie!", uprzednio wieszając się mu na szyi i liżąc po policzku. Ja jednak wybrałam inną ścieżkę.
- Co? Ratuję cię, rzecz jasna. Chodź, zanim wstaną! - powiedział i pobiegliśmy. Obejrzałam się jeszcze na wilki które mnie zaatakowały i dostrzegłam niemal niewidzialny ruch pyszczka Kishana. Układał się w coś w rodzaju: "Zobaczymy się jeszcze!".
Gdy byliśmy już daleko od niech szarpnęłam się wilkowi i nachmurzyłam się.
- No i po co mnie wziąłeś? Poradziłabym sobie, a poza tym to...
- Po co? Miałaś worek z usypiaczem na tym pustym łebku i gdyby nie ja, dawno leżałabyś... Nie, nie chcesz wiedzieć z kim, a tym bardziej gdzie! - zaskoczyła mnie jego śmiałość. W dodatku, obraził mnie!
- Uwierz mi, że dałabym sobie radę. - syknęłam i odeszłam ostentacyjnie do przodu. Wyczułam u siebie, że mam gorszy dzień. Nie chciałam go tak potraktować ale co zrobić. Nie umiem nad tym jeszcze w pełni panować. Usłyszałam ciche westchnienie wilka a potem to, że ruszył koło mnie z dumnym uśmieszkiem. Zerknęłam na niego kątem oka i przewróciłam oczami. Przyspieszyłam, a wilk za mną.
- Masz zamiar coś mówić?- zapytał.
- A ty?- odbiłam piłeczkę.
<Masz zamiar coś mówić, kimkolwiek jesteś?>